| Koszykówka / Rozgrywki ligowe
Dwie największe rewelacje Energa Basket Ligi: Śląsk Wrocław i Legia Warszawa w czwartek rozpoczną walkę o brązowy medal. Oliver Vidin podsumował walkę z Zastalem, opowiedział o swoim zwyczaju i wspomniał o swojej przyszłości. Po tak dobrym sezonie zainteresowanie jego usługami będzie bardzo duże.
Jakub Kłyszejko (TVPSPORT.PL): – Trenerze, co zadecydowało o waszej porażce w półfinałowej serii z Zastalem?
Oliver Vidin (Śląsk Wrocław): – Zielona Góra miała więcej doświadczenia, lepszych zawodników, trafiała na dobrej skuteczności i dysponuje dwa razy większym budżetem. Gra też w silnej lidze VTB, może korzystać z sześciu obcokrajowców, a to są ich kolejne atuty. Wszystko jest bardzo proste...
– Co było najważniejsze? W każdym meczu byliście blisko, ale mimo wszystko zawsze czegoś brakowało.
– Brakowało doświadczenia i pewności siebie. Mamy młodych zawodników. Starsi tacy jak Kyle Gibson grali na wysokim poziomie. Młodsi też, ale na najwyższym poziomie swoich możliwości w tym momencie. Przed nimi świetlana przyszłość. Na pewno każdy z nich regularnie będzie podnosił swoje umiejętności.
– Zgodzi się pan, że pierwszy mecz, w którym prowadziliście piętnastoma punktami, był kluczowy w tej serii?
– Nie. Walczyliśmy z najlepszą drużyną, a nie kimś ze środka tabeli. Ewentualne zwycięstwo w pierwszym starciu nie miałoby większego znaczenia, bo i tak musielibyśmy utrzymać poziom koncentracji przez całą serię. Wtedy Zastal zagrałby o sto procent lepiej. Wygraliby z nami w znacznie łatwiejszy sposób. My w pierwszym meczu nie trafiliśmy 16 rzutów wolnych! Nie można robić czegoś takiego. Przy tak słabej skuteczności nie masz prawa myśleć o zwycięstwie. Przeciwko każdej ekipie z polskiej ligi, a co dopiero mistrzowi.
– Z drugiej strony, ewentualna wygrana mogłaby dodać szczególnie młodym chłopakom więcej pewności siebie.
– Włożyliśmy mnóstwo energii. Rywal zagrał na 80 procent, a my na 150. W kolejnym dniu wyszliśmy ze słabszą energią, a Zastal wszedł na mistrzowski poziom. Mogliśmy wygrać i za drugim razem, ale trudno pokonać tak klasowego przeciwnika dwa razy z rzędu. Nie mówię, że było to niemożliwe, ale brakowało nam szczęścia. Oni trafiali dużo trudnych rzutów. Wygrała po prostu lepsza drużyna.
– Mocno zaufał pan młodym zawodnikom. Świetnie grali Olek Dziewa i Mateusz Szlachetka. Swoje minuty otrzymywali też Szymon Tomczak i Jan Wójcik. W przyszłości polska koszykówka będzie miała z tych graczy wiele pożytku?
– Oczywiście! To duży plus, że młodzi zawodnicy odgrywają wielką rolę w czołowym polskim zespole. Olek niedawno występował w pierwszej lidze, a teraz jest powoływany do reprezentacji. Myślę, że ich postawa jest największym zwycięstwem Śląska. Nie tylko awans do "czwórki", ale gra młodych zawodników i to, że potrafili zrobić różnicę. Poczynili ogromny progres i pokazali to na boisku.
– Po trzecim meczu wszedł pan do szatni Zastalu i tam pogratulował im sukcesu. To taki trenera zwyczaj?
– Tak. Po meczu nie zdążyłem pogratulować rywalom na parkiecie. Trener Żan Tabak przyszedł do mojej drużyny, gdy stała w "kółku". Złożył nam gratulacje i powiedział, że byliśmy świetnym rywalem, który walczył do końca. Nikt o tym nie mówi. Mnie nie udało się tego zrobić na boisku, dlatego poszedłem do szatni. Gdy przegraliśmy w pucharze ze Spójnią, to poszedłem do nich przed wyjazdem z hotelu. Również pogratulowałem całemu zespołowi i życzyłem powodzenia. Tak samo robiłem w Finlandii, gdzie w półfinale przegraliśmy z późniejszym mistrzem. Jako beniaminek wywalczyliśmy wtedy brązowy medal. Dla mnie to coś normalnego. Kiedy przegrasz, to powinieneś podziękować rywalom za walkę. Gdy ktoś gratuluje mojemu zespołowi, patrzę na to z dużym szacunkiem. W taki sposób zachowuje się wielu lepszych ode mnie trenerów. Nie wiem, dlaczego w Polsce nie jest to normą.
– Mówi się, że Zielona Góra widziałaby pana u siebie w przyszłym sezonie. Pojawiały się już jakieś rozmowy albo zapytania w tej sprawie?
– Nie. Osobiście rozmawiałem tylko z trenerem Tabakiem. To mój kolega i dyskutujemy na różne tematy. Nie chcę jeszcze rozmyślać o przyszłości. Będę to robił dopiero od niedzieli. Na razie jestem trenerem Śląska i chcę zdobyć z tym klubem brązowy medal.
– Ewentualny telefon z Zastalu i perspektywa gry w lidze VTB mogłyby trenera skusić?
– Gdyby ktoś zadzwonił, niezależnie z jakiego zespołu, to musielibyśmy porozmawiać. Jakie są pomysły, cele klubu, budżet, kto z zawodników może zostać na kolejny sezon. Strategia klubowa musi się zgadzać z pomysłem trenera. Zawsze to tak wygląda.
– Już w czwartek zaczniecie walkę o brązowy medal. Chcieliście, żeby rywalizacja z Legią rozpoczęła się szybciej?
– Ja decyduję o treningu, taktyce, boisku, a nie o terminach. Od tego jest liga, która w porozumieniu z klubami uznała nowy termin za optymalny.
– Zmierzycie się z Legią Warszawa, czyli drugą rewelacją tego sezonu. Jak trenera zdaniem mogą wyglądać te mecze?
– To drużyna, którą bardzo dobrze znamy. Grają solidny, twardy basket i mają przygotowanych wiele rozwiązań taktycznych. Nie pressują na całym boisku, ale od połowy mają swoje zasady. Wojciech Kamiński jest bardzo dobrym trenerem. Gdy ich rzucający mają swój dzień, to są w stanie pokonać każdy zespół w lidze. Nie możemy zostawiać im otwartych pozycji. Ważne będą też zbiórki w obronie i ponowienia akcji.
Gra o brązowy medal @PLKpl już od czwartku!
— WKS Śląsk Wrocław - koszykówka (@WKS_SlaskBasket) April 19, 2021
Pierwsze spotkanie z @LegiaKosz rozegramy 22 kwietnia (czwartek) o godzinie 20:30, drugi mecz 24 kwietnia (sobota) o 20:30, a ewentualne trzecie starcie 25 kwietnia (niedziela) o 14:50 ��⤵#HejŚląsk #plkpl #GraOMedale https://t.co/xD5Fky3Pmq